wtorek, 15 grudnia 2015

Between the horizon and border

Podróże od najmłodszych lat były dla mnie czymś naturalnym. Wakacje nad morzem, wiele godzin spędzonych w samochodzie. Potem wyjazdy za granicę i odkrywanie innych narodowości. Mówią, że poznawanie świata poszerza horyzonty, ale czy tak jest? Zdecydowanie tak. Jeszcze rok temu Gdańsk był dla mnie jedynie destynacją wakacyjnych wojaży. Po spędzeniu tam kilku miesięcy, powrotach co weekend do Warszawy, zwiedzaniu najdalszych, polskich miast i kilkunastu godzinach spędzonych w pociągu mój horyzont zdecydowanie się rozciągnął, a Polska stała się ciasna. To właśnie dzięki podróżowaniu poznałam najważniejsze wartości. Pokorę wobec drugiego człowieka i wszechświata.

 Dopiero patrząc na lodowce przez okno samolotu, widząc ogrom zjawisk które nas otaczają, człowiek uświadamia sobie jak małą kropelką jest na naszej planecie. Prawda, są krople silniejsze, które zbierając miliony mniejszych, potrafią zamienić się w falę o ogromnej sile. Lecz każda fala w końcu wygasa, zostawia po sobie jedynie mokry piasek czekający na kolejne zalanie. 

Ale żeby wiedzieć do której fali dołączyć należy poznać je wszystkie. Wracając do tematu, pokora to tylko jedna z wielu rzeczy którą odkryłam dzięki swoim wyprawom. Najbardziej efektywne są te, zorganizowane w całości przez nas. Wycieczki wykupione w biurze podróży to tylko mała namiastka prawdziwych wojaży. Planując całą podróż sami musimy dowiedzieć się o wszystkich zagrożeniach i atrakcjach danego regionu. Decyzja czy chcemy mieszkać w centrum miasta,  na przedmieściach, a może w najlepszej klasy hotelu koło lotniska należy tylko i wyłącznie do nas. Nikt nie narzuca planu zwiedzania, ilości czasu wolnego. Po kilku zorganizowanych przez siebie wyprawach nie wyobrażam sobie innego sposobu podróżowania. Przejmując kontrolę nad planowaniem uczę się kontrolować własne życie. Wybieram ścieżki, którymi chcę podążać, a każdy błąd uczy mnie czegoś nowego. Przeszkody na drodze, bariery językowe i różnice kulturowe z czasem zanikają, a satysfakcja płynąca z własnych osiągnięć wzrasta. Kiedy wokół nie ma innych wycieczkowiczów, nie mogę porozmawiać w ojczystym języku z sąsiadem z hotelowego pokoju nie pozostaje nic innego jak otworzyć się na inne kultury i narodowości. Nigdy nie należałam do śmiałych i bezpośrednich osób, ale z czasem, powoli ulegało to zmianie. Gdy życie stawiało mnie w przeróżnych sytuacjach, moja pewność siebie zaczęła wzrastać. Odzywałam się do obcych, przestałam się bać porażki. Każda kolejna podróż uczy mnie czegoś nowego.

Dziś w czasach kiedy granice otwarte są dla wszystkich, podróże nie są niczym wyjątkowym. Nawet na najbardziej ubogich krańcach świata znajdziemy ośrodki turystyczne. Nie trudno jest wykupić wycieczkę za kilkaset tysięcy czy milionów dolarów i zdobyć Mount Everest. Ale wejść na „górę gór” bez pomocy, wygód, ogrzewanych namiotów nie jest łatwym wyczynem, na który może pozwolić sobie każdy. Niestety w oczach amatora obie wyprawy nie różnią się od siebie. Nie interesuje ich jak znaleźli się na szczycie. Ważne, że mają zdjęcie z wierzchołka. Coraz trudniej znaleźć dziś osoby, którym zależy na wysiłku włożonym w osiągnięcie celu. Liczy się tylko efekt. Pragnienie, aby pochwalić się innym, że osiągnęło się więcej niż oni jest zbyt silne, by długo czekać na wyniki ciężkiej pracy. Nie zważając na ofiary poniesione w drodze na szczyt chwalą się „zwycięstwem”. Ale taki sukces znacznie się różni od prawdziwego, zapracowanego. Satysfakcja jest niewielka, a duma i zadowolenie przemijają. Stojąc na stosie usłanym cierpieniem innych, mając coś co osiągnęliśmy tak łatwo nie będziemy w pełni doceniać widoku jaki rozpościera się przed nami.




Friends <3
Uroki zimy 
Zima....




6 komentarzy:

  1. Ale piesiooo <3

    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! :)
    http://arampampam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, świetny pieseł :D

    Wanko's stories

    OdpowiedzUsuń
  4. teraz wszystko jest dostępne. Pamiętam jeszcze kilkanaście lat emu jak ktoś był za granicą to było "coś", a teraz dostęp jest. Tylko jak napisałas, wejście bez jakiekolwiek pomocy to już nie lada wyzwanie.
    Sandicious

    OdpowiedzUsuń
  5. ja chyba byłam tylko 3 razy za granicą, ale nie na długo, chciałabym studiować w Niemczech, ale obawiam się tego, że sobie nie poradzę z językiem i ze swoją nieśmiałością..
    http://karik-karik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń