Priorytety, priorytety... Każdy z nas ma inne. To
co uszczęśliwia mnie, nie koniecznie będzie czymś ekstra dla mojej
przyjaciółki. Tak samo jest z marzeniami czy upodobaniami.
Ja nie potrafię
żyć bez podróży. Siedzieć w swoim mieście, kraju przez 365 dni widząc cały czas
te same ulice, znajome, nawet najpiękniejsze, krajobrazy. Po spędzeniu długich
miesięcy w domu serce buntuje się i pragnie odmiany.
Niektórzy mają
dni, że idą na zakupy. Inni robią paznokcie, dopieszczają
samochody. Ja mam dni, podczas których potrzebuje wyjechać. Taki dziwny kaprys,
często bardzo uciążliwy i przysparzający wielu problemów. Często spotykam się z
murem niezrozumienia ze strony bliskich. "Nie masz co robić z
pieniędzmi?" "Miałaś oszczędzać." Słyszę to bez przerwy. Ale na
podróż zawsze się coś znajdzie. Zamiast iść na kolejne zakupy wolę kupić bilet
na samolot.
Zimą chęć ucieczki z szarej rzeczywistości jest o wiele silniejsza. Monotonia, rutyna i depresyjna pogoda sprawiają, że każdy dzień jest nijaki i nudny. Dzisiejsza mgła czająca się za szybami mojego pokoju, wpędziła mnie pod koc z kubkiem gorącego kakao w dłoniach. Ta pozycja, nie ukrywam, sprzyja przeglądaniu stron linii lotniczych i map w poszukiwaniu nowych destynacji.
Pozostaje dylemat
miejsca- ciepła odskocznia od zimy? Kolejne piękne miasto? Czy mój ukochany
Londyn? Tak ten ostatni pozostaje niezmiennie "moim" miejscem na
świecie. Nigdzie się tak nie odnajduję jak między wąskimi uliczkami londyńskich
przedmieść. Każda wizyta przynosi mi spokój, a przerwa między pobytami
frustruje i niepokoi. Do tej pory nie wiem jaka magia przyciąga mnie do
brytyjskiej stolicy. Niewątpliwie jest na tyle silna, że nie potrafię o niej
zapomnieć i pragnę wrócić jak tylko wyjadę.
Każdy czasami potrzebuje takiej odmiany oderwanie się od szarej rzeczywistości:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
rilseee.blogspot.com